hrabia von Frankenberg, odpowiadając dziennikarzowi, w sprawie UPG:
Reporter: Co właściwie zadecydowało pana zdaniem o decyzji prof. Lufy?
Von Frankenberg: No cóż, wiem o tym niewiele więcej niż pan. Zapewne chodzi o moje oświadczenie w sprawie gen. Mroczniaka, w którym ktoś z mojego biura pomylił IG Farben z UPG. Jako minister spraw zagranicznych mam, zwłaszcza przy obecnej napiętej sytuacji międzynarodowej, tak dużo obowiązków, że nie dowiedziałem się o tym, dopóki któryś urzędnik UPG nie poinformował mnie, że z tego powodu prof. Lufa rozważa zwolnienie mnie ze stanowiska dyrektora ds. operacji finansowych. Sprostowanie miało wyjść na dniach, no ale teraz chyba nie ma to najmniejszego znaczenia.
Reporter: Nie ma pan nawet czasu, żeby sprawdzić treść wydanego przez siebie oświadczenia?
Von Frankenberg: Nie mam. Spieszyłem się akurat tego dnia do ambasady Prus, więc zostawiłem tylko bardzo ogólne instrukcje, jaka ma być treść oświadczenia, i ktoś z mojego biura źle je zinterpretował. W pewnym sensie więc to ja zawiniłem. Wolałbym jednak nie przypisywać tej sprawie większego znaczenia, niż ma.
Reporter: Co więc pan sądzi o sytuacji w UPG?
Von Frankenberg: Będę szczery. Moim zdaniem prof. Lufa stwierdził, że i tak prędzej czy później wyrzucą go z urzędu, więc zrobi na sam koniec coś spektakularnego, i zrobił. Sygnatariusze listu chyba nie zdają sobie sprawy z tego, jak negatywną obecnie opinię ma UPG, i myślą, że mogą zachować swoje stanowiska, dokonując małego zamachu stanu. Zamachu, którego, ujmę to górnolotnie, padłem ofiarą. Nie jestem przeciwnikiem idei urzędu jako takiego, i będę bronił jego dalszego funkcjonowania w zmienionej formie, ale z pewnością nie pod obecną administracją. Jeśli prof. Lufa naprawdę chciałby uratować Urząd, powinien natychmiast podać się do dymisji.
W jakiś sposób oburza mnie to zresztą dużo mniej, niż powinno. Dzięki odwołaniu ze stanowiska będę mógł się skupić na pełnieniu dużo ważniejszych obowiązków Ministra Spraw Zagranicznych RP. Co zaś się tyczy UPG, pełniłem tam rolę eksperta finansowego, i jako taki byłem raczej niezwiązany z pozostałym ciałem urzędniczym. Nie uczestniczyłem tam w żadnych układach, zresztą w celu obsługi emisji i skupu papierów wartościowych Urzędu posługujemy - posługuwaliśmy się głównie macierzami kowariancji, które presją układów pozostają raczej niewzruszone.
Reporter: A jak zapatruje się pan wobec planów uruchomienia śledztwa ws. UPG, czy dokonania audytu działalności Urzędu?
Von Frankenberg: Pełny audyt wydaje mi się niepraktyczny, bo skala działalności UPG jest na to po prostu za duża, ale wobec społecznego zapotrzebowania śledztwo jest jak najbardziej konieczne. Osobiście byłbym zwolennikiem uformowania speckomisji, złożonej z przedstawicieli zarówno Sejmu, jak i Senatu. Byłoby to stosowne do wagi sprawy.
Reporter: Co właściwie zadecydowało pana zdaniem o decyzji prof. Lufy?
Von Frankenberg: No cóż, wiem o tym niewiele więcej niż pan. Zapewne chodzi o moje oświadczenie w sprawie gen. Mroczniaka, w którym ktoś z mojego biura pomylił IG Farben z UPG. Jako minister spraw zagranicznych mam, zwłaszcza przy obecnej napiętej sytuacji międzynarodowej, tak dużo obowiązków, że nie dowiedziałem się o tym, dopóki któryś urzędnik UPG nie poinformował mnie, że z tego powodu prof. Lufa rozważa zwolnienie mnie ze stanowiska dyrektora ds. operacji finansowych. Sprostowanie miało wyjść na dniach, no ale teraz chyba nie ma to najmniejszego znaczenia.
Reporter: Nie ma pan nawet czasu, żeby sprawdzić treść wydanego przez siebie oświadczenia?
Von Frankenberg: Nie mam. Spieszyłem się akurat tego dnia do ambasady Prus, więc zostawiłem tylko bardzo ogólne instrukcje, jaka ma być treść oświadczenia, i ktoś z mojego biura źle je zinterpretował. W pewnym sensie więc to ja zawiniłem. Wolałbym jednak nie przypisywać tej sprawie większego znaczenia, niż ma.
Reporter: Co więc pan sądzi o sytuacji w UPG?
Von Frankenberg: Będę szczery. Moim zdaniem prof. Lufa stwierdził, że i tak prędzej czy później wyrzucą go z urzędu, więc zrobi na sam koniec coś spektakularnego, i zrobił. Sygnatariusze listu chyba nie zdają sobie sprawy z tego, jak negatywną obecnie opinię ma UPG, i myślą, że mogą zachować swoje stanowiska, dokonując małego zamachu stanu. Zamachu, którego, ujmę to górnolotnie, padłem ofiarą. Nie jestem przeciwnikiem idei urzędu jako takiego, i będę bronił jego dalszego funkcjonowania w zmienionej formie, ale z pewnością nie pod obecną administracją. Jeśli prof. Lufa naprawdę chciałby uratować Urząd, powinien natychmiast podać się do dymisji.
W jakiś sposób oburza mnie to zresztą dużo mniej, niż powinno. Dzięki odwołaniu ze stanowiska będę mógł się skupić na pełnieniu dużo ważniejszych obowiązków Ministra Spraw Zagranicznych RP. Co zaś się tyczy UPG, pełniłem tam rolę eksperta finansowego, i jako taki byłem raczej niezwiązany z pozostałym ciałem urzędniczym. Nie uczestniczyłem tam w żadnych układach, zresztą w celu obsługi emisji i skupu papierów wartościowych Urzędu posługujemy - posługuwaliśmy się głównie macierzami kowariancji, które presją układów pozostają raczej niewzruszone.
Reporter: A jak zapatruje się pan wobec planów uruchomienia śledztwa ws. UPG, czy dokonania audytu działalności Urzędu?
Von Frankenberg: Pełny audyt wydaje mi się niepraktyczny, bo skala działalności UPG jest na to po prostu za duża, ale wobec społecznego zapotrzebowania śledztwo jest jak najbardziej konieczne. Osobiście byłbym zwolennikiem uformowania speckomisji, złożonej z przedstawicieli zarówno Sejmu, jak i Senatu. Byłoby to stosowne do wagi sprawy.
JE Ernest Józef hr. von Frankenberg
prezes Narodowego Banku Polskiego (1936-1940)
minister spraw zagranicznych RP (1940-)
III wiceprezes Urzędu Planowania Gospodarczego (1940-)
dyrektor ds. operacji finansowych Urzędu Planowania Gospodarczego (1940-)
prezes Narodowego Banku Polskiego (1936-1940)
minister spraw zagranicznych RP (1940-)
III wiceprezes Urzędu Planowania Gospodarczego (1940-)
dyrektor ds. operacji finansowych Urzędu Planowania Gospodarczego (1940-)